Angielski w Kanadzie – czyli, czy da się dogadać?

Poziom angielskiego? Biegły! Tak wpisuję sobie w większości ankiet, formularzy, które pytają o mój level znajomości tego języka. Jednak po pierwszych miesiącach tutaj, uznałam, że chyba powinnam spokornieć. Przede wszystkim, głębiej się zastanowić nad tym pozornie łatwym pytaniem. Bo co to właściwie oznacza być biegłym w angielskim?

angielski w kanadzie angielski w kanadzie

Czy to oznacza – “generalnie to angielski umim, ale się wstydzę, ale jak się napijęęęę, to włącza mi się poliglota”?

Czy to tylko oznacza względnie bogaty zasób słów i swobodą wymianę zdań bez ciągłego zacinania się typu: “eeeee”, “yyyyyy” ?

Czy może biegłość, to też rozumienie wiele akcentów angielskiego?

Albo co więcej rozumienie nienatywnych osobników, którzy starają się mówić po angielsku? (zwłaszcza Azjatów 😛 )

A może biegłość, to też znajomość branżowego języka swojej branży?

A MOŻE rozumienie co się do ciebie mówi w branżowym języku, nie z twojej branży?

Bo mi się wydaje, że wszystko powyższe (prócz pierwszego 😛 ). Z drugiej strony, nie można być aż tak surowym, bo czasem, nawet native speakers nie rozumieją niektórych ludzi, którzy starają się mówić po angielsku.

Raz, do biura, w którym pracowałam, zadzwonił Rosjanin, Wladimir. Miał tak na maksa rosyjski akcent i imię, że nie dało się nie odgadnąć kim jest. Odebrałam telefon i jedynie co zrozumiałam, to to jak ma na imię, że dzwoni z jakiejś firmy, która ma słowo “color” w swojej nazwie i że właściwie, to nie wie z kim (z którym z architektów) konkretnie chce rozmawiać. Całej reszty (a mówił dość sporo) nie byłam w stanie zrozumieć. A powtarzał z 2, 3 razy. Myślałam, że spalę się ze wstydu, że nie rozumiem.

Na kogo ja wyjdę?!

Sprawę jednak trzeba było rozwiązać, więc poszłam do pokoju architektów z informacjami, które udało mi się wymuskać. Że dzwoni Wladimir. Że z firmy z ‘color’ w nazwie i że nie wie z kim chce rozmawiać. Może, a nuż, ktoś czeka na telefon od takiego jegomościa. Niestety wszyscy zrobili na mnie wielkie oczy i nikt nie wiedział o co cho. Jedna osoba poprosiła mnie o przełączenie go na jej telefon. Gdy, odebrała, jej czoło się znacznie zmarszczyło, a twarz nabrała skupienia. Po usłyszeniu z jej ust “Excuse me, could you please repeat”, moje poczucie niekompetencji się znacznie zmniejszyło. Miała niemniejsze trudności ze zrozumieniem go. A była Kanadyjką.

Są jednak takie sytuacje, gdy nie rozumiem, a inni rozumieją. Chodzi, głównie o azjatów, którzy dosyć często, nie starają się naśladować angielskiego akcentu.

Przykładowo, osoba z Chin, często mówi tak, jakby mówiła po chińsku, ale używa angielskich słów.

W takich momentach, czasem trochę mi schodzi połapanie się, że ta osoba mówi do mnie po angielsku, a nie po chińsku. Problem mam też czasem z osobami z Indii, które mówią, jak dla mnie, dość bełkotliwie. Plus oczywiście, każdy ma też swoją wymowę różnych wyrazów, często nie taką, której się nauczyliśmy i jest ciężej się pokapować o co cho. Ale z czasem idzie mi już coraz lepiej. Nie muszę wytężać już tak bardzo moich radarów.

I z resztą kto wie, może ja dla nich brzmię równie dziwnie, co oni dla mnie.

( Chociaż często słyszę, że mój akcent jest “cute” 😮 Cokolwiek to znaczy 😛 )

Kanadyjczycy, są za to łatwi do zrozumienia. Mówią wyraźnie, nie mają jakiegoś mocnego akcentu, który by sprawiał, że słowa brzmią inaczej. To pewnie wynik tego, że kultura amerykańska – filmy, muzyka, są tak popularne w Europie, że jesteśmy przyzwyczajeni do ich “stylu”. Jak dla mnie, są oni o wiele łatwiejsi do zrozumienia, niż Brytyjczycy. Akcent z wysp strasznie mi się podoba, ale wykręca on jednak trochę brzmienie słów, więc od czasu do czasu pojawiają się jakieś nieścisłości. Szczególnie, gdy mówią szybko. Poza tym wydaje mi się, że Brytyjczycy używają bardziej kwiecistego języka. Tutaj raczej każdy mówi dość w prosty sposób, bez jakiś wysublimowanych słów.

Pobyt tutaj, sprawił, że serio zaczęłam się zastanawiać, jaki właściwie jest mój poziom angielskiego. Nie wstydzę się mówić i się nie jąkam. Ale mam trudność w zrozumieniu niektórych nacji (wyżej wspomnianych), ale praktyka czyni “miszcza”. Język branżowy? Swój ogarniam, ale jak trafiłam to tej firmy architektonicznej, to biorąc udział w grupowych 4 godzinnych zebraniach, zdarzało mi się gubić wątek. Wydaje mi się, że brakuje w tym wszystkim takiej “życiowości”. Teoretycznie, książkowo, na certyfikacie – angielski może i biegły. Ale życiowo? Bieglak powinien być biegły wszędzie. A nie tylko na kartce papieru i “w swoim środowisku”. Dlatego każdemu polecam taki wyjazd, na przetestowanie się! I nabranie życiowości 😀

P.S. W myślach liczę już po angielsku 😮 . Ale to tylko przez charakter mojej pracy i że czasem muszę liczyć przy innych na głos.

Share

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *