Co jem w Kanadzie

Zwykle jak się gdzieś wybieram, to najpierw jaram się tym, co tam zjem, a potem całą resztą. Kończy się to paroma dodatkowymi kilogramami, które zwykle zostają ze mną na stałe. Można zadać pytanie: “to ile ty musisz ważyć, po prawie rocznej Kanadyjskiej eskapadzie?”. Tym razem schudłam, HA! Chcesz poznać produkty diety cud?

Pewnie wiecie, a może i nie wiecie, ale Kanada raczej nie ma charakterystycznej dla siebie kuchni. Najbardziej popularnym kanadyjskim daniem jest tzw. poutine, czyli nic innego jak frytki z serem i sosem pieczeniowym xD. Tak, taki mają tutaj poziom :). Mój poziom jest taki sam, więc jeżeli liczysz na jakieś rarytasy, to się ostro zawiedziesz 😉 .

Zanim zacznę wymieniać co takiego jem w Kanadzie, napiszę tylko, że to nie jest tak, że je się tu głównie frytki z sosem (a może tak właśnie jest ? 😛 ). W Kanadzie mieszka cała masa osób z innych krajów, dzięki czemu jest tu bardzo dużo restauracji serwujących dania z różnych zakątków świata. Ale więcej się ode mnie na ten temat nie dowiecie, bo ja się żywię tym co poniżej.

RYŻ UNCLE BEN’S

Tak, taki właśnie będzie poziom tego posta 😛 .


Przede wszystkim tani jedzeń! Za $1 w Dollaramie, do $2 w zwykłym sklepie. Czas przygotowania niecałe 10 minut! Smaczny! Ten rarytas był szczególnie częstym gościem mojego garnka, na początku mojego pobytu tutaj – gdy sytuacja finansowa była niejasna, a garnek chciał żebym włożyła coś do garnka. (tak, wiem suchy żart)

RICE-A-RONI

Znowu ryż?! Niby tak, ale tym razem JAKI RYŻ! Ryż z kawałkami makaronu! Tworzy to niesamowitą papkową konsystencję. Cóż to za niesamowite doznania, gdy w jamie ustnej rozdzielasz twardsze kawałki ryżu od delikatnego makaronu. Nie żartuję, to jest naprawdę smaczne! Na pewno zabiorę parę paczek do domu. Kiedyś Pani w alejce sklepowej opowiadała mi jaki to był szał, kiedy 50 lat temu, wprowadzili to na półki sklepowe, teraz jej mąż nie może już na to patrzeć :P. I znowu budżetowo, bo za $1.25 ;).

BURRITO Z FASOLĄ I SEREM

Zwykła mrożonka, 3 minutowy pobyt w mikrofalówce i gotowe. To ze zdjęcia (farsz fasolowy i serowy) jest moje ulubione, są ofc jeszcze wersje dla mięsożerców. Mało pożywne, typowy przysmak na wkurzenie żołądka… ALE smaczny, dlatego też na zdjęciu pozostał sam papierek.

PIZZA POPS

Mój ulubiony przysmak z początku mojego pobytu. Teraz nie mogę już na niego patrzeć, dlatego też zdjęcie z lodówki w sklepie :P. Tu przygotowanie jest już bardziej skomplikowane, bo trzeba włożyć do mikrofalówki na 1,5 minuty, obrócić i potem znowu do mikro na 2 minuty. To taki chlebowy pieróg z serem i sosem pomidorowym wewnątrz.

ZUPA BROKUŁOWA

To chyba najzdrowszy element mojego menu tutaj. Zupa z kartonu. Brokułowa. Ponownie, do przygotowania potrzebna jest tylko mikrofalówka. Można się zastanowić po co mi kuchnia. Też nie wiem. Do szczęścia wystarczy mi tylko metalowe pudło co wszystko zagrzeje oraz inne metalowe pudło, które zamrozi.

Tak więc, to jest moje TOP FIVE.

Oczywiście prócz powyższego jem również mrożone pizze, zupki w proszku i inne fast foody ;). Ale nie McDonald’s, BK czy KFC… wspominałam, że te kolosy junk food’u nie są tutaj smaczne? Coś mi się wydaje, że skrobnęłam coś o tym w którymś z postów. Niestety ich wyroby nie smakują i nie wyglądają tutaj jak w Europie. Plus same miejscówki wyglądają często jak spelunki. Przecież Mac w Polsce, to wygląda wewnątrz lepiej od nie jednej dobrej restauracji. A tu? Meh. Jeżeli chodzi o moje ulubione “szybkie żarcie tutaj” to na pewno burrito z Chipottle, falafelki u randomowych sprzedawców w małych barach i pokerrito (coś jak burrito, tylko, że zawinięte w algi i farsz dosyć azjatycki) oraz tanie sushi w mini restauracyjkach. Plus uwielbiam Starbuck’sowy spinach feta wrap, gdzie jajko smakuje jak gąbka, ale coś w tym wrapie jest takiego, że wcinam go z 2 razy w tygodniu. Chyba w Polskich Sbuxach go nie ma ;(

MNIAM!

CO DO SŁODYCZY

Prawdą jest stwierdzenie, że nigdzie nie ma tak dobrych słodyczy jak w Polsce. Jest to fakt i powinni o tym pisać w encyklopedii, w podręcznikach szkolnych i w filmikach typu 10 powodów dlaczego Polsza jest super. Tak samo uważam, że Niemcy to mistrzowie żelek i lepszych żelkowych produktów od Haribo i Storck nie jadłam (może mało wiem o życiu). Haribo troche tutaj mają, ale dość lichy wybór, a Storck nic ;( Reszta tutejszych żelków ssie i jestem na żelkowym głodzie 🙁

ALE!

Mają tutaj przedni wybór popcornu! Pełno smakow! Moja ulubiona wersja to mieszanka słodkiego z średnio solonym. Jak mi się zmieści do bagażu to na pewno wezmę.

Batony to kolejna smakowita kwestia! Całkiem spory wybór, imho większy niż u nas. Butterfinger to mój ulubieniec. Czekoladowy baton z masłem orzechowym, w dotyku twardy, ale w gębie strasznie kleisty, oblepia zęby i bez palca albo szczoteczki się nie obejdzie 😛

To tyle! Niech nikomu nie będzie przykro. Jem też normalne rzeczy 😉

Share

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *