Za tydzień, o tej porze będę siedzieć w samolocie lecącym do Toronto. Moim głównym zmartwieniem nie jest już to, jak będzie na miejscu, a zaczynam obawiać się pożegnania. Czy można ten czas zatrzymać?
Najbardziej boję się momentu wyjazdu, tego jak to się odbędzie. Gdy wizualizuję sobie ten dzień, to zaczyna mnie ściskać w gardle, a oczy wydają się jakieś takie piekące. Może nie powinnam wizualizować? Wg. niektórych “ekspertów”, wizualizacja pomaga w ziszczeniu w realnym życiu tego, co sobie wyobrażamy ^^. Jeżeli to faktycznie tak działa, to chyba skończy się na tym, że zaleję łzami mieszkanie i będę musiała zostać, no bo przecież nie zostawię sąsiadów pod nami z plamą na suficie.
Wylot mamy o 12, a to znaczy, że pewnie koło 9.30 będziemy musieli wyruszyć z domu na lotnisko. Pobudka rano będzie jakimś koszmarem. Bynajmniej nie dlatego, że trzeba wcześnie się zerwać… to będzie ostatnia pobudka w moim własnym, prywatnym łóżku, z moją podusią i kołderką. Jaśka chyba wezmę ze sobą.
Moment, gdy przyjdzie zamknąć drzwi domu, będzie tym momentem, w którym sąsiedzi z dołu przyjdą podziękować za cudowne zjawisko natury jakim jest Niagara w ich mieszkaniu. Mój piesek, Kurczak, zawsze pcha się do wyjścia, ostatnie momenty przed zamknięciem drzwi połączone są z wypychaniem jego główki spomiędzy drzwi i framugi. Typowa czynność pewnie 90% populacji, która posiada psiaki. Jednak co to będzie za karuzela emocjonalna, kiedy będę zamykać te drzwi WTEDY. Rozwiązanie jest proste – po prostu, to nie ja powinnam zamykać drzwi… Z drugiej strony chciałabym obserwować mojego pupila jak najdłużej. Więc i tak będę patrzeć. Stojąc w kaloszach, bo fala przedostała się już na klatkę. Nie zobaczymy się rok, on tego nie wie. Dobrze, że i tak kocha moją Mamę bardziej niż mnie 😛
Jednym ze sposobów leczenia zespołu stresu pourazowego, jest wielokrotne opowiadanie krok po kroku tego, co się wydarzyło podczas traumatycznego zdarzenia. Jak już tyle razy dokładnie odtworzy się całą historię, to nie wzbudza ona już aż tak dużych emocji, jak na początku. Taki oklepany temat. Może powinnam zastosować to u siebie. Dzięki temu, gdy przyjdzie opuścić dom, będę jak Terminator i rzucę przez ramię, krótkie “Hasta la vista, Kurczak” i pójdę (strzelać nie będę).
Kurczak, będziesz pierwszym psem obsługującym Skype albo Facetime, zobaczysz.
Już teraz, kiedy jadę obwodnicą (którą dojeżdżam zawsze z Gdyni na lotnisko), rozglądam się i myślę, że za jakiś czas będę miała tu swój “przejazd ostateczny”. Czasem idąc do sklepu osiedlowego, przystaję, spoglądam na otoczenie i myślę, że to taki “mój widok”. Drzewo, latarnia, krzak, cokolwiek. MOJE. Coś co znam i jest od zawsze. Niedługo zmienię otoczenie, niedługo będę w obcym miejscu.
…
Kolejnym punktem kryzysowym będzie, gdy uznają mnie za terrorystę, bo chcę zalać lotnisko – czyt. rozstanie z Mamą. O ile mnie odwiezie. Jeżeli mnie podrzuci, to są dwa scenariusze. 1. Zostawia mnie na parkingu Kiss&Fly, więc winę zawsze mogę zwalić na deszcz. 2. Wchodzi na halę – nie ma przebacz, aresztują mnie.
Znowu cała ilość wyobrażeń. Jak wejdzie na halę, to jak długo zostanie? Do momentu aż zniknę jej z oczu, czyli gdzieś przy kontroli bagażu podręcznego? Tam jest taka przezroczysta szyba… I co, mam czekać w kolejce na prześwietlenie, a ona będzie na mnie spoglądać przez tą szybkę? MASAKRA.
Może lepiej będzie jak nie pojedzie na lotnisko. W końcu wylatuję w poniedziałek, w godzinach typowo pracujących. Błagam Cię MAMO, nie jedź na lotnisko.