Park Narodowy Yosemite – skalne kolosy bez asekuracji

Park Narodowy Yosemite, to było to, na co czekałam najbardziej podczas naszego kalifornijskiego roadtrip’a. Po dwukrotnym obejrzeniu oskarowego filmu Free Solo, z niecierpliwością czekałam, aż zobaczę El Cap’a na własne oczy.

Po noclegu w motelu (poprzedni post), naładowaniu baterii w telefonach/laptopach i odświeżeniu się pod gorącą, prysznicową wodą, ruszyliśmy do Yosemite. Z Fresna do celu mieliśmy około 100 km. Celem na dziś było ogarnięcie jakiegoś noclegu i małe zwiedzanie. Park Narodowy Yosemite życzy sobie $35 za wjazd. Ponownie przekonaliśmy się, że kupienie Annual Pass’a (o którym wspominałam w poprzednich postach), to był dobry pomysł.

WAWONA

Pierwszym naszym przystankiem na terenie Parku Narodowego Yosemite była Wawona. Ciężko to nazwać miasteczkiem, jest to raczej taka osada turystyczna. Hotele, sklepy z jedzeniem i pamiątkami, restauracje, no i informacja turystyczna. Pierwszy raz musieliśmy poradzić się Park Rangers’a, czy jest szansa na jakiś camping w Yosemite. Z tego co widzieliśmy, to wszelkie campingi trzeba było rezerwować z grubym wyprzedzeniem. Te, które sprawdziliśmy w necie, były już całkowicie zaklepane. Do szukania campingu podeszliśmy trochę pobieżnie, więc liczyliśmy, że znajdzie się jakieś pole, którego nie sprawdziliśmy, a będzie miało miejscówki.

Park Ranger przyznał, że w Yosemite Valley faktycznie będzie trudno coś znaleźć. Jednakże jeżeli się pośpieszymy, to może uda się nam znaleźć coś w “górnym Yosemite”, w drodze na Glacier Point. W ten sposób trafiliśmy to Bridalveil Creek Campground.

BRIDALVEIL CREEK CAMPGROUND

Wspomniałam o górnym Yosemite, ponieważ ta najbardziej popularna część, do której każdy jedzie, znajduje się w dolinie (czyli “dolne Yosemite”). Natomiast nasz camping znajduje się wyżej, dlatego “górne Yosemite”. To nie są żadne oficjalne nazwy, sama tak sobie podzieliłam ten obszar 😉 .

Droga górnego Yosemite (w kierunku na Glacier Point) jest zamknięta w zimę ze względu na warunki pogodowe. To może tłumaczyć, dlaczego było nam tak zimno w nocy, ale o tym później…

Yosemite National Park mapa

Czerwony punkt na mapie, to nasz camping. Granatową linią natomiast, oddzieliłam tę najbardziej popularną część Yosemite Valley (w dolinie). Odległość między Bridalveil Creek Campground, a np. Tunnel View, czyli tam, gdzie się zaczynają główne atrakcje, to około 12 mil. Także nie było daleko.

Na pole namiotowe dojechaliśmy około 14-tej. Dużo miejsc było już zajętych, ale bez problemu znaleźliśmy kawałek dla siebie. W sumie jest tam 110 miejscówek. Cena za jedną noc wynosiła $12 za namiot. Normalnie jest to więcej (chyba $30), ale gdy my tam byliśmy, nie działały toalety i nie było wody pitnej. Postawili kible typu toi toi, kanistry z wodą i dali taką oto zniżkę. Można powiedzieć, że się nam poszczęściło.

Każde wydzielone pole na campingu ma stół piknikowy, palenisko oraz metalową skrzynkę na jedzenie i inne zapachowe produkty (aby niedźwiedzie się nie dobrały).

Zaklepaliśmy miejscówkę – rozłożyliśmy namiot, opłaciliśmy nocleg i pojechaliśmy dalej.

GLACIER POINT

Nieopodal naszego kempu mieścił się punkt widokowy Glacier Point. Przed nim znajduje się się jeszcze jeden, mniej oblegany, Washburn Point.

Na Washburn Point mamy widok na Half Dome z boku. Generalnie, zdecydowanie lepszy widok jest z Glacier Point, ale na Washburn, można sobie zrobić fajne zdjęcie na skale (taaak, instagramowa dusza się we mnie odzywa). O takie np. :

Washburn Point Park Narodowy Yosemite

Na Glacier Point też jest skała do cykania fociszy. O taka, ale nie udało mi się wykorzystać jej potencjału 😛 .

Glacier Point Park Narodowy Yosemite

Parking przy Glacier Point jest oblegany (jak wszystkie z resztą), więc należy czujnie wypatrywać miejsca. Zaraz obok parkingu znajdują się kible, które dość szybko można poczuć. Miejscówka zaopatrzona jest również w sklep z pamiątkami i jedzonkiem (mają nawet lody!). Nieopodal znajduje się szlak Panorama Trail. Widoki oczywiście pięęęęękne, no i jest sporo ludzi. Ale jak się pójdzie w kierunku Glacier Point Amphitheater, to można mieć to miejsce chwilami tylko dla siebie.

CZAS NA SPANKO

Gdy wróciliśmy na camping, musieliśmy po raz pierwszy wyciągnąć grubsze bluzy. Chłodek sprawił, że zainteresowaliśmy się paleniskiem znajdującym się na naszym obozowisku. Andy nazbierał chrustu, a ja zajęłam się szyszkami (kolejnego dnia dowiedzieliśmy się, że szyszek palić nie można, bo są traktowane jako małe drzewka – “baby trees”). Wyciągnęliśmy piwko, laptopa i zaczęliśmy oglądać film Free Solo, w końcu jutro mieliśmy zobaczyć monolit El Capitan. Brakowało tylko kiełbasek.

Robiło się coraz zimniej, ale się nie przejmowaliśmy, bo Andy twierdził, że ma śpiwory przystosowane do -20 stopni Celsjusza… Wcześniej ich nie wyjmowaliśmy, bo w nocy zawsze było około 25-30 stopni. Weszliśmy do namiotu, śpiwory wydawały mi się dość cienkie, jak na ich “moc”, ale co ja się znam…

Po dwóch godzinach obudził nas dość mrożący chłód. Próbowaliśmy z tym walczyć i zasnąć, ale się nie dało. Trzeba było się zaopatrzyć w dodatkowe warstwy. Ja nawet wyciągnęłam swój termiczny koc ratunkowy, ale był jakiś dupny, bo oprócz szeleszczenia, to nic w moim życiu nie zmienił.

A pamiętam, raz na Woodstock’u otuliłam się w taki i po godzinie zaczęłam się pocić z gorąca. Widać koc w sklepie za dolara, niestety nie jest wiele wart… 😉

Nadal było strasznie zimno, ale udało się chociaż uzyskać przerywany sen. CO TO ZA ŚPIWORY?! Zawsze naobiecują w opisach, a potem jedna wielka pupa!

Rano okazało się, że śpiwory faktycznie były przystosowane do 20 stopniowej temperatury, tylko że na PLUSIE. Czyli o jakieś 20 za mało, do potrzeb poprzedniej nocy… xD

Grunt to dobre przygotowanie, c’nie?

PARK NARODOWY YOSEMITE – YOSEMITE VALLEY

Ruszyliśmy do Yosemite Valley! Pierwszy przystanek to oczywiście Tunnel View. Czyli widok na główne atrakcje, które Park Narodowy Yosemite ma do zaoferowania. Między innymi widoczek na El Capitan, Half Dome, czy Wodospad Bridalveil. Tradycyjnie, dużo chętnych do oglądania widoków i mało miejsc parkingowych. Warto jednak pamiętać, że znajdują się tam dwa parkingi – jeden po lewej, a drugi po prawej. Ten po lewej jest widoczny od razu, a ten po prawej trochę później, dzięki czemu jest odrobinę mniej oblegany. Rotacja jest duża, dlatego prędzej czy później każdy znajdzie spot dla siebie.

Tunnel View

Wodospad Bridalveil

Potem odwiedziliśmy wodospad Bridalveil (tłumacząc na polski: welon). Parking nawet spory! A zaraz obok znajduje się toaleta.

Wszelkie wodospady podobno najlepiej prezentują się w okresie wiosennym, natomiast w letnich miesiącach nie mają takiego majestatu, ze względu na to, że są troszkę wysuszone.

No i w sumie racja. Jak podeszliśmy, wodospad robił wrażenie, ale nie przypominał tego ze zdjęć. Oglądając niektóre filmiki na yt, ludzie wręcz wychodzili spod okolic wodospadu mokrzy, my może byliśmy odrobinę odświeżeni małą mgiełką. Także, jeżeli ktoś jest entuzjastą wodospadów, to najlepiej Yosemite odwiedzić wiosną, chociaż nie wiem jakie tam temperatury muszą być nocą XD. Pewnie w dolinie jest cieplej.

Pod wodospad można podejść bliżej, chodząc po skałach, które gdzieniegdzie potrafią być mocno śliskie. Było sporo takich śmiałków, plus oczywiście my. Nie wiem na ile to możliwe i bezpiecznie, gdy wodospad jest w pełnej swojej krasie.

Park Narodowy Yosemite Bridalveil

W Yosemite człowiek ma ochotę co chwilę się gdzieś zatrzymywać. Jest pełno tras mniejszych i większych, do hikeu lub zwykłego spaceru. Jednym z naszych przystanków był teren nieopodal Swinging Bridge Picnic Area. Piękna łąka (nam się udało trafić na czas z kwiatuszkami) i widoczki… ALE… PRZEDE WSZYSTKIM, UDAŁO SIĘ NAM TAM NAM ZŁAPAĆ ZASIĘG, A TYM SAMYM INTERNET. Także, jakby ktoś był spragniony, to wie gdzie się wybrać. 😀

Park Narodowy Yosemite Meadow

PUNKT TURYSTYCZNY / VISITORS CENTER

Około godziny 14.30 chcieliśmy się wybrać do “wioski turystycznej”. Niestety nie udało się nam znaleźć miejsca parkingowego, a trochę krążyliśmy. Wszystko było zapchane. Musieliśmy przesunąć to na później. Nie dość tego, to droga jeszcze wyrzuciła nas na trasę, prowadzącą do wyjazdu z parku, a przecież chcieliśmy jechać w głąb… Pojechaliśmy w związku z tym do El Capitan’a, który znajdował się przy drodze wyjazdowej. Ale o tym zaraz.

Około siedemnastej ponownie spróbowaliśmy dostać się punktu turystycznego. Udało się nam znaleźć miejsce. Było luźniej, ale nie jakoś super luźniej. Zaparkowaliśmy obok Village Store, w którym znaleźliśmy pamiątki i całkiem legitny sklep spożywczy! Ceny oczywiście zawyżone o parę dolarów, ale bez tragedii. Kupiliśmy kiełbaski na ognisko!

Trochę ssało mnie w żołądku, więc wybraliśmy się do Degnan’s Kitchen. Wsunęłam małą pizzerkę za prawie 9 dolców. Ja wiem, że dla posiadacza polskich złotówek, to ceny są zniechęcające, ale my byliśmy świeżo po prawie roku pracy w Kanadzie, więc nas aż tak nie bolało… Można tam też skorzystać z ładnej toalety, więc chociażby po to warto wybrać się do tej restauracyjki 😛 .

EL CAPITAN

Na Pana Kapitana (El Capitan) czekałam najbardziej. Jaki to jest kolooooooooos. Przewielka jest ta skała. Nie mam pojęcia jak Alex Honnold wspiął się na sam szczyt, bez jakiejkolwiek asekuracji (film Free Solo, polecam Ola Z.). SICK! El Cap ma ponad kilometr wysokości. Idziesz, idziesz i nagle taki gigant wyrasta ci z ziemi. Niesamowite. To mekka dla wspinaczy. Akurat jak byliśmy, to paru śmiałków siedziało w skale. Całe szczęście z asekuracją.

Zaparkowaliśmy gdzieś na poboczu (jak cała masa innych osób) i podeszliśmy pod samego El Cap’a. Chyba nam się trochę pomyliła droga, bo musieliśmy przejść przez jakieś chaszcze, ale jestem pewna, że jest tam też normalny szlak. Kto ogarnięty, ten ogarnie… U nas to wiadomo, organizacja nie zawsze nadąża… 😉

Park Narodowy Yosemite El Capitan
Park Narodowy Yosemite El Capitan

Późniejszą porą, chcieliśmy jeszcze pójść na szlak Mist Trail, do którego prowadzą aż trzy drogi. ALE. Jedna była zamknięta. Druga prowadzi przez camping i jeżeli nie ma się tam rezerwacji, to się nie wjedzie, a trzecia jest dla autobusów. Okazało się, że żeby dostać się na Mist Trail trzeba pojechać tam busem. Było już dość późno, nie za bardzo wiedzieliśmy też, gdzie ten bus łapać. Postanowiliśmy odpuścić. Przynajmniej jest powód, żeby odwiedzić Yosemite ponownie.

POWRÓT NA CAMPING

Park Narodowy Yosemite postanowił ugościć nas jeszcze zimniejszym wieczorem. Ale mieliśmy ognisko z kiełbaskami, więc do momentu, aż się nie położyliśmy w namiocie, to nie narzekaliśmy. Ja byłam ubrana na typowego cebularza – 5 warstw spodni, 5 warstw bluz + 4 kaptury, 4 warstwy skarpet, śpiwór i koc.

Pomimo tylu warstw, noc była jeszcze zimniejsza niż poprzednia. Tym razem, o poranku, po wygramoleniu się z namiotu, czekało na nas przymrożone pole. I to jest Kalifornia?! 😛

TIOGA PASS

Czas pożegnać się z Yosemite i udać się na wschód. Posłużyła nam ku temu droga o nazwie Tioga Pass. Najwyżej położona trasa w Kalifornii (na ponad 3000m). Jednym z plusów przyjazdu do Yosemite latem, jest właśnie możliwość przejechania się Tioga Road. Zwykle, od października do maja, jest ona zamknięta, ze względu na warunki pogodowe. Droga jest naprawdę piękna i zdecydowanie należy się nią przejechać.

Na drugim końcu czeka słone jezioro Mono Lake oraz zdecydowanie za droga stacja benzynowa. Z pewnością należy naładować bak do pełna, przed wycieczką do Yosemite. Ceny za galon w parku jak i na jego obrzeżach, nie są przyjazne naszym kieszeniom.

Mono Lake

OBEJRZYJ MÓJ VLOG Z PARK NARODOWY YOSEMITE!

Share

3 komentarze

  1. 5 grudnia, 2019

    […] samego dnia, którego opuściliśmy Yosemite, wybraliśmy się do miasteczka Bodie. Miejscowość położona jest we wschodnim łańcuchu Sierra […]

  2. 9 grudnia, 2019

    […] decyzją, bo przy Lake Tahoe, w okresie wrześniowym, temperatury w nocy oscylują obok zera. Po dwóch mroźnych nocach w Yosemite, nie chcieliśmy takiej trzeciej. Także win […]

  3. 17 kwietnia, 2020

    […] kolejnym przystankiem miało być Yosemite. Chcieliśmy przed wyprawą do kolejnego parku podładować baterie, uzupełnić zapasy, spędzić […]