Chcesz wiedzieć, jak szybko zaoszczędzić 30 dolców? Nie kupuj biletów na wizytę w Hearst Castle! Tadaaaaaam! Ja to umiem zachęcić do czytania posta… Niemniej jednak zapraszam, bo coś tam mi się jednak podobało 😉 .
Jeszcze tego samego dnia, co zrobiliśmy Big Sur, wybraliśmy się do Hearst Castle. Nie do końca znałam jego historię, kojarzyłam tylko z Internetu zdjęcia pięknych basenów. A historia Hearst Castle jest całkiem podobna do naszych krajowych dziejów prosto z Łapalic. Obaj ziomkowie mieli marzenia, ale nie do końca było ich na nie stać. Ostatecznie Hearst lepiej jednak na tym wyszedł, bo coś udało mu się zbudować, a nawet i w tym zamieszkać.
Trochę o historii Hearst Castle…
Myślę, że dla Europejczyka, może być to dosyć zabawne, bo Amerykanie traktują ten pałac jako zabytek… a przecież tę konstrukcję zaczęto budować w 1919 roku. Tak więc, ledwo co obchodził setne urodziny położenia swoich fundamentów. Budowę zakończono (ale nie dokończono) w 1947 roku. Nie dokończono, bo zabrakło mamony, a główny zainteresowany – William Randolph Hearst, kopnął w kalendarz 4 lata później.
No właśnie, a kim był Pan Hearst? Był on jednym z największych magnatów prasowych w historii, ale nie tylko, bo posiadał również wytwórnie filmowe oraz rozgłośnie radiowe. Wywodził się z zamożnej rodziny, dzięki czemu, miał okazję wiele razy podróżować do Europy. Interesował się sztuką i posiadał w swojej kolekcji wiele wartościowych dzieł. Częste podróże na stary kontynent wpłynęły na to, jak wyobrażał sobie wygląd swojej wymarzonej posiadłości. Okazja na jej wybudowanie trafiła się po śmierci jego matki w 1919 roku. Odziedziczył wtedy zakupione w 1865 roku ranczo w okolicach San Simeon (40 000 akrów). Dokupił sobie jeszcze “trochę” ziemi, aby w efekcie posiadać 250 tysięcy akrów. Zatrudnił Julię Morgan, która była architektem i zaczęli działać.
Hearst Castle
Hearst Castle znane jest również pod hiszpańską nazwą La Cuesta Encantada, co oznacza zaczarowane wzgórze. Posiadłość Hearst’a, to nie tylko jeden pałac, ale również domki gościnne (w sumie trzy). Największy domek ma 546 m², a najmniejszy 237 m2. Nie wiem jak Ty, ale ja bym się za takie gościnne lokum nie obraziła. 😉
Główny budynek nosi nazwę Casa Grande (5,634 m²), w którym znajduje się 130 pomieszczeń. Główny “dom” jest niedokończony, ponieważ Panu Hearst’owi zabrakło funduszy. Nie oznacza to jednak, że budynek wygląda jak zamek w Łapalicach. Casa Grande składa się m.in. z dwóch, obficie ozdobionych wież. W sumie to wygląda jak kościół. Niedokończone są jedynie tyły budynku (kto by się tam przejmował).
Na terenie posiadłości znajdują się jeszcze dwa wypasione baseny, korty tenisowe, szlaki do jazdy konnej, winiarnia, 127 akrów ogrodów, lotnisko i prywatne zoo. Zoo należało do jednych z największych prywatnych tego typu miejsc na świecie. Hearst posiadał tam m.in. lwy, niedźwiedzie, jaguary, małpy, a nawet i słonia.
Takie bogactwo przyciągało innych bogaczy, jak i znanych ludzi Hollywood. Hearst Castle zwykle było pełne gości (zwłaszcza w weekendy). Do bardziej znanych odwiedzających można zaliczyć Charlie Chaplin’a, czy Winston Churchill’a.
Jak wspomniałam, Hearst był fanem europejskich stylów, w związku z czym znajdziemy na terenie jego posiadłości elementy: starożytnej Grecji, Rzymu, Egiptu, renesansu, baroku, średniowiecza. Wszystko napaćkane w jednym miejscu. Pan Hearst chciał edukować, zdawał sobie sprawę, że nie wszyscy jego goście mieli okazję zwiedzić Europę, więc stworzył małą namiastkę starego kontynentu u siebie.
Zwiedzanie Hearst Castle
Od początku wiedzieliśmy, że za wizytę w Hearst Castle będzie trzeba zapłacić. Myśleliśmy, że jakoś ominiemy system i obejrzymy sobie zamek w miarę z bliska, bez wchodzenia na jego tereny. Tak się nie da. Chyba, że jest się ukontentowanym zobaczeniem kawałka pałacu z dość dużej odległości (naprawdę bardzo mało widać). Hearst Castle znajduje się na wzgórzu, do którego dojechać można tylko specjalnymi autobusikami.
Zaraz obok stanowej jedynki, znajduje się dobrze oznakowana droga wiodąca do Hearst Castle Visitor Center. Zaraz przy centrum informacyjnym, znajduje się wielki, bezpłatny, częściowo osłoniony dachem parking. W samym Visitors Center mieści się tradycyjnie informacja, miejsca na szamę, pamiątki i kasy biletowe. Do wyboru jest parę opcji zwiedzania (tutaj link), podczas których można zobaczyć różne części posiadłości Hearst’a. Dla osób, które odwiedzają to miejsce po raz pierwszy, poleca się opcję Grand Room Tours. Z niej też skorzystaliśmy, kosztowała $30. Bilety można kupić też online, ale my bez problemu dostaliśmy bilet bez wcześniejszych transakcji, czy rezerwacji.
Grand Room Tours
Bilety wykupuje się na konkretną godzinę. Parę minut, przed podanym czasem, należy się stawić przy specjalnych autobusowych zatoczkach. Autobusy zabierają gości krętą drogą do Hearst Castle. Przejażdżka trwa około 15 min. Podczas jazdy opowiadana jest historia tego miejsca. Wszystko przy odświętnej muzyczce, dzięki czemu masz się poczuć jak taki Charlie Chaplin, który przemierzał tą samą drogę do pałacu, w celu odbycia jakiejś grubej biby 😉 .
Po wyjściu z autobusu, wita nas pani przewodniczka, która przez godzinę będzie nam opowiadać i oprowadzać po włościach. Większości rzeczy/roślin nie można tam dotykać. Jednemu z turystów dostały się “bęcki”, bo oparł się o drzewo… Drzewo pomalowane prawie w całości farbą, bo taki z niego zabytek. Sam Hearts widział to drzewo!!! XD
Zostaliśmy najpierw oprowadzeni po zewnętrznych obszarach i tu zaczął się już pierwszy mindfuck. Domki gościnne takie jakby hiszpańskie, a zaraz obok nich mieści się basen prosto ze starożytnej Grecji, ale czuć od niego też klimaty ze starożytnego Rzymu. Idziesz dalej i mijasz statuetkę Horusa, czy tam innego egipskiego boga. Dochodzisz do głównej posiadłości i zastanawiasz się, czy ziomek wybudował sobie tu swój własny, wypasiony kościół? Ten budynek to totalny miks Hiszpańskich klimatów, renesansu, baroku i średniowiecza w jednym miejscu. Mieszanie tyle stylów, może skończyć się podobnie jak mieszanie różnych typów alkoholu – mdłościami. 😉
Wchodzimy do środka, to w tym budynku rezydował Hearst. Znowu jak w świątyni – ukrzyżowany Jezus na obrazie, drewniane ławy przy ścianach, wielkie dywany porozwieszane dookoła. Nie można wejść na “drewniane panele”, trzeba chodzić tylko po specjalnym dywaniku. Tym razem to ja zostałam upomniana, bo zboczyłam i weszłam na niemającą nawet 100 lat podłogę.
Wiem, wiem, dbają o to co mają jak mogą, ale pośmieszkować przecież sobie mogę. 😛
Kolejne pokoje też wyglądały, jakby nie były budowane w XX wieku. Jadalnia prezentowała się jakby zaraz miała przyjąć rycerzy, flagi porozwieszane pod sufitem, dziwne rzeźby rozstawione dookoła. Co tam się dzieje! Na koniec posadzono nas w sali kinowej i obejrzeliśmy film. To był koniec części z przewodnikiem.
Po rozstaniu z naszą Panią oprowadzającą, mogliśmy sami pochodzić po zewnętrznych terenach posiadłości. Odwiedziliśmy jeszcze raz basen Neptune Pool, który naprawdę mi się podobał (podobno, żeby w nim popływać trzeba wydać 1250 dolców). A potem udaliśmy się do wyjścia. Droga tam prowadziła przez basen Roman Pool, którego elementy zawierają nawet cząstki złota. Na końcu czekał na nas autobus, nadal z melodią i nagranym przewodnikiem. W drodze powrotnej mijaliśmy klatki w któryś niegdyś mieszkały zwierzęta. Nieopodal dojrzeliśmy zebrę, a chwilę później, drogę zatorowały nam kozy. Większość zwierzaków, które niegdyś zamieszkiwało zoo, zostało oddane innym ogrodom zoologicznym albo sprzedano. I tak zakończyła się nasza wizyta w Hearst Castle.
Moja skromna opinia o Hearst Castle
Muszę uczciwie przyznać, że nie podobało mi się to miejsce. Głównie przez napchanie wszystkich, a jak różnych, stylów na tak małej przestrzeni. Nic się tam kupy nie trzyma i w pewnym momencie, nawet mi się już nie chciało robić zdjęć ani słuchać przewodniczki. Za dużo tego wszystkiego.
Sama historia tego miejsca była ciekawa, ale w sumie samo miejsce już nie wzbudzało we mnie takiego zainteresowania. Większość tych stylów architektonicznych można spokojnie zobaczyć w Europie w oryginale, a nie napaćkane wszędzie gdzie się da.
Rozumiem jednak popularność tego miejsca i że może się ono podobać. Wielu ludzi nie było w Europie, więc chociaż w Hearst Castle mogą sobie zobaczyć z bliska niektóre style. Jeżeli jednak miałeś/aś okazję zobaczyć trochę starego kontynentu, to tyłka ci to miejsce nie urwie. 30 dolarów można wydać na coś fajniejszego 🙂
OBEJRZYJ MÓJ VLOG Z ODWIEDZNI W HEARST CASTLE I Z PRZEJAZDY PO BIG SUR!
2 komentarze
[…] przejechaniu Big Sur i wizycie w Hearst Castle, zatrzymaliśmy się w całkiem przyjaznym motelu, w jakże nieprzyjaznej miejscowości o nazwie […]
[…] południowym końcu/początku Big Sur (i też niedaleko Hearst Castle) znajduje się Elephant Seal Vista Point. Czyli punkt widokowy na słonie morskie wylegujące się […]