Jak pewnie można wywnioskować po moich wcześniejszych postach oraz Instagramie, LA, to nie jest miejsce, które darzę sympatią. Ta niechęć sprawiła, że nie miałam za bardzo ochoty na eksplorowanie i poznawanie tego miasta. Odwiedziliśmy jedynie główne atrakcje Los Angeles i to o nich będzie ten post.
Tego samego dnia, podczas którego wybraliśmy się na treking do napisu Hollywood, zwiedziliśmy również samą dzielnicę Hollywood. A to oznacza słynną Aleję Gwiazd, znaną również, jako Walk of Fame. Jako nisko budżetowcom, zależało nam na znalezieniu jak najtańszego, a najlepiej darmowego, parkingu. Okazja postoju za darmoszkę, nadarzyła się jakieś 3,5 km od głównej części Alei Gwiazd (czyli tam, gdzie jest Dolby Theater itp.). Na skrzyżowaniu Western Ave z Hollywood Blvd, znajduje się kompleks sklepów z darmowym parkingiem naziemnym i podziemnym. Oczywiście jest on tylko dla klientów kompleksu, ale tam jest tyle sklepów, że nie sposób to sprawdzić. Może jest coś darmowego bliżej, nie wiem, nam ta miejscówka jednak pasowała, bo przy okazji zrobiliśmy zakupy spożywcze i pobuszowaliśmy po sklepach (polecam Marshalls i Ross xD).
ALEJA GWIAZD (WALK OF FAME)
Jak wyobrażasz sobie Aleję Gwiazd, to jak ona wygląda? Ja zanim zobaczyłam ją na żywo, wizualizowałam ją sobie jako piękną promenadę, z fajnymi sklepami, knajpami i hollywoodzkim sznytem. A co zastałam?
XD
Zacznijmy od tego, że sama aleja jest dosyć długa, bo ma ok. 2,5 km. Można ją podzielić na część niereprezentatywną i mniej niereprezentatywną. Ta pierwsza część, to większa ilość bezdomnych i sklepów zabitych dechami. Gdzieniegdzie unosi się nieprzyjemny zapach, trochę śmieci, przysłowiowe budy z kebsem i sklepy z wyposażeniem do palenia marihuany.
Marihuana w Kalifornii jest legalna, co z resztą czuć na ulicach. Na Walk of Fame, trawki sprzedawać nie można, ale na pobliskich uliczkach już tak.
Tego wszystkiego można nie zauważyć, jeżeli patrzysz w dół, na gwiazdy. Chociaż chodnik też bywa popękany, krzywy i usyfiony XD. Jest tam ponad 2500 gwiazd, a co roku przybywa ich około 20. Ja przez to, że patrzyłam w dół, nie zauważyłam za pierwszym razem Dolby Theater (tam gdzie rozdają Oscary).
Część, gdzie znajduje się ten słynny teatr, należy do tej mniej niereprezentatywnej części. Spory ruch, wielu naganiaczy, ludzi poprzebieranych za filmowych superbohaterów i za gwiazdy filmowe. Sklepy, pamiątki, muzea z woskowymi figurami i inne sztucznie nadmuchane atrakcje. Mniej bezdomnych, ale z kolei to tam, zaraz pod Oscarowym teatrem, leżała kompletnie naga kobieta, na środku chodnika, śpiąca na wznak. Czegoś takiego jeszcze nie widziałam, a po prawie roku mieszkania w Vancouver, myślałam, że zobaczyłam już wiele. Zastanawiałam się, czy ta kobieta wgl żyje, czy nie trzeba gdzieś zadzwonić, bo to było już jednak za dużo. Za chwilę kobieta, przeturlała się na drugi bok. Czyli żyje. Weszliśmy do sklepu z pamiątkami, w którym Pan przy wejściu, z mikrofonem, głośno ogłaszał, z jakiego kraju właśnie weszli nowi klienci. Gdy wyszliśmy, kobiety już nie było. Czyli nawet jak na standardy LA, takie widoki to już było za dużo.
No to ten… jeżeli chodzi o atrakcje Los Angeles, na tej ulicy to tak:
GWIAZDY (na ziemi)
Chodnik wyłożony jest z każdej strony płytami chodnikowymi z gwiazdami. Imię i nazwisko / nazwa, gwiazda i znaczek, z której dziedziny owy gwiazdor się wywodzi. „Chodniki” przydzielane są w pięciu kategoriach – film kinowy, telewizja, nagrania muzyczne, występ na żywo i radio. Aby otrzymać gwiazdę, trzeba być do tego nominowanym, a potem samodzielnie opłacić całą ceremonię położenia chodnika na alei (ok. 25 tysięcy dolców). Gwiazdy przydzielane są nie tylko osobom fizycznym, ale również zespołom, zwierzętom i postaciom animowanym np. Królik Bugs.
Pierwszą gwiazdę położono w 1960 roku, należącą do Stanley Kramer’a. Tak jak wspomniałam, aleja jest dość długa i wiele znakomitych nazwisk leży po za tym najbardziej popularnym obszarem.
CHINESE THEATRE
Kino zbudowane w chińskim stylu. Niegdyś miejsce, w którym odbywały się ważne premiery filmowe, jak np. Gwiezdne Wojny, a nawet i ceremonie rozdawania Oscarów. Pod budynkiem znajdują się płyty (ok. 200) z autografami i odlewami stóp oraz rąk, znanych i lubianych, np. obsady Harry Potter’a i Zmierzchu :D.
DOLBY THEATRE
Niegdyś Kodak Theater. Miejsce, gdzie od 2002 odbywa się rozdanie Oscarów. Można wejść do środka, można się nawet przejść szerokimi schodami, po których gwiazdy suną w pięknych kreacjach. Na samą salę wejść nie można, ale można wykupić wycieczkę za jakieś 25 dolców. Teatr połączony jest z centrum handlowym.
INNE ATRAKCJE
Jak zawsze, takie miejsca posiadają całą masę mniej istotnych atrakcji, których nie odwiedziliśmy. Na przykład: muzea figur woskowych, muzea iluzji, śmierci, ogólnie muzea i instytucje tego i owego. Wystawy, sklepy, pełno jakiś innych kin/teatrów, naganiaczy – „chodź tu, chodź tam, kup to, kup tamto”. Ludzie przebrani, ludzie śpiewający, ludzie tańczący, ludzie leżący.
HOLLYWOOD FOREVER CEMETERY
Nie wiem, czy to miejsce wypada wpisać do kategorii atrakcje Los Angeles, ale jest to na pewno lokalizacja, którą warto odwiedzić. Jest to cmentarz, na którym pochowano wiele osób ze świata rozrywki, jak i obywateli zasłużonych miastu Los Angeles. Mieliśmy okazję odwiedzić grób Chris Cornell’a (członek takich zespołów jak Audioslave i Soundgarden), Johny Ramone’a (Ramones) albo Anton Yelchin’a (Chekov w Star Trek). Sam cmentarz jest bardzo piękny, zielony, pełen palm i ciekawych grobowców. Można powiedzieć, że stworzony w iście Hollywoodzkim, kalifornijskim stylu. Cmentarz położony jest niedaleko Hollywood Blvd, więc spokojnie można dojść na piechotę.
HOLLYWOOD NOCĄ
NIE! Hollywood wieczorową i nocną porą, na pewno nie zalicza się do grupy pt. atrakcje Los Angeles, chyba że lubisz zombie. Hollywood nocą, zmienia się z nieciekawej dzielnicy, w jeszcze mniej ciekawą. Gdy nadchodzi zmierzch, nadchodzą również podejrzane jednostki, które opanowywują ulice miasta.
My nie planowaliśmy tam zostawać, gdy się ściemni, bo czytaliśmy, co tam można zastać w tych godzinach. Niestety się zasiedzieliśmy… Stało się tak, ponieważ szukaliśmy przyzwoitego motelu, w miarę przystępnej cenie, a na dodatek byliśmy głodni i szukaliśmy miejsca, w którym mogliśmy coś zjeść. Skończyło się na tym, że zza szyb jakiegoś fast food’a obserwowaliśmy toczące się życie nocne. Pełno osób z którymi raczej nie chcesz dzielić najbliższego obszaru na chodniku, ziomków z którymi nie chcesz złapać kontaktu wzrokowego, chyba że chcesz potrenować jakieś walki. Innymi słowy, to co piszą o nocnym życiu w Hollywood, to prawda.
A motel znaleźliśmy całkiem fajny. Kręcono w nim sceny z filmu Pearl Harbour – Lincoln Park Motel. 😀
ATRAKCJE LOS ANGELES DNIA KOLEJNEGO
Kolejnego dnia polecieliśmy już zupełnym Instagramowym mainstreamem i odwiedziliśmy różową ścianę przy sklepie Paul Smith 😀 Było parę osób na fotki, ale bez tragedii. Panowała wtedy dość słaba pogoda i oświetlenie, może dlatego nie było wielu chętnych. Ściana znajduje się obok ulicy Melrose Ave, parkowanie na ulicy jest płatne, ale warto wypatrywać migających światełek parkomatów przy pustych miejscach. To znaczy, że miejsce jest opłacone na jakiś czas, przez kogoś, kto już odjechał :D.
Potem pojechaliśmy do LACMA – Los Angeles County Museum of Art, cyknąć fotkę przy popularnej instalacji Urban Lights. Do samego muzeum nie wchodziliśmy, ale na około budynku jest parę ciekawych ekspozycji.
A na koniec dnia, poszliśmy na mecz Baseball’a. Wynudziłam się jak mops. Nie do końca znałam zasady gry, ale spokojnie nadrobiłam zaległości podczas meczu (wikipedia zawsze spoko). Trwał on ponad 3 godziny, a akcja była tak szybka, że spokojnie mogłabym jeszcze przeczytać życiorysy zawodników i nic nie stracić. Życie uratował mi wielki kubeł, a właściwie plastikowa czapka, pełna nachosów i sosów. Jestem fanem jedzenia. Jedzenie sprawia, że mogę wysiedzieć w jakimś miejscu 10x dłużej, niż gdyby tego jedzenia nie było xD. Ale myślę, że każdy tak ma :D. Nie wiem, czy każdy mecz taki jest, czy też trafiliśmy na jakieś słabe drużyny – Los Angels Angels vs. ktoś tam.
Kolejne atrakcje to Disneyland i Universal Studios, ale to już w kolejnych postach.
1 Response
[…] Powrót był już zdecydowanie łatwiejszy, bo w dół. Tego dnia odwiedziliśmy jeszcze dwie miejscówy, ale o tym już w kolejnym poście. […]