Wulkan Fagradalsfjall oraz Most Między Kontynentami, to pierwsze miejsca, które odwiedziliśmy podczas wyprawy po Islandii. Zaczynamy road trip!
>>> TUTAJ ZNAJDZIESZ NASZ PLAN PODRÓŻY PO ISLANDII <<<
Zanim przejdę do meritum, starym zwyczajem, opowiem dokładnie jak wyglądała nasza podróż. W końcu ten blog, to również mój pamiętnik! 😉
Keflavik – lotnisko
Na lotnisku w Keflaviku wylądowaliśmy po godzinie 20.00. Nasze zegarki z automatu przestawiły się na czas Islandzki, który jest 2 godziny do tyłu za polskim. Nie cieszyliśmy się z paru dodatkowych godzin, ponieważ spędzaliśmy noc na lotnisku. Szczerze mówiąc, chcieliśmy, aby ten czas minął nam jak najszybciej 😉 .
Dlaczego noc na lotnisku? Wypożyczalnia samochodów, z której korzystaliśmy, nie funkcjonowała 24h na dobę. Nasz dosyć późny przylot uniemożliwił nam odbiór auta na czas. Musieliśmy zatem zaczekać do kolejnego dnia. Dlaczego więc nie poszliśmy do hotelu? Hmmm :D. W Islandii bardzo boli cebula, a jeżeli chodzi o koszty noclegu, to ból był dla nas nie do wytrzymania. Cena za noc w hotelu przy lotnisku oscylowała wokół 1200zł! Noclegownie położone nieco dalej również ceniły się dość wysoko – od 400zł wzwyż. Uznaliśmy, że nie będziemy tyle płacić za parę godzin snu. Zwłaszcza, że o 7 rano, spod lotniska miał nas odebrać autobusik do wypożyczalni.
Śpimy na lotnisku! Powiem krótko, zdarzało mi się spać lepiej. Metalowe, zimne siedziska, nie służą za przyjazne legowisko. Całą noc było jasno, a o pierwszej nad ranem rozpoczęło się sprzątanie lotniska, przy użyciu dosyć głośnych maszyn. Udało nam się jednak pospać parę godzin, nikt nas nie przegonił. W sumie było całkiem sporo osób, które postanowiło przekimać się na krzesełkach.
Wypożyczenie auta – czyli odbieramy nasz środek transportu i łóżko na kółkach
Około 8-mej rano stawiliśmy się w wypożyczalni, aby odebrać auto. Zdecydowaliśmy się na wypożyczenie samochodu w KuKu Campers. Padło na mini camperek Dacia Dokker. Dostaliśmy samochód chyba z najgorszym grafitti – z demoniczną Dolly Parton.
Szybkie sprawdzenie i zaznaczenie odprysków oraz uszkodzeń auta na kartce (żeby przy oddawaniu auta nie zwalono winy za uszkodzenia na nas) i ruszyliśmy przed siebie.
Pierwszy przystanek? Sklep! Odwiedziliśmy supermarket Bonus (najtańszy ze wszystkich marketów) i Kronan. Ceny nas trochę zmroziły, ponad 70zł za 350g bekonu, bagietka za 12zł… Chociaż cola była tańsza niż w Polsce, na cenę wacików nawet nie spojrzałam. Chcąc szybko coś przekąsić, rozważaliśmy kupienie pizzy w Domino’s. Jednakże, jak tylko sprawdziliśmy ceny, to szybko się oddaliliśmy, ponieważ za dużą pickę życzyli sobie 120zł! W duchu pogratulowaliśmy sobie decyzji o zabraniu ze sobą z Polski zupek chińskich. Jeżeli ktoś kiedyś spyta mnie o przykład decyzji, która istotnie wpłynęła na moje życie, to ta o zabraniu ze sobą dań instant na Islandię, będzie na pewno mocnym pretendentem.
Na śniadanie posililiśmy się więc suchą bagietą przygryzając między kęsami ser i salami. A potem pojechaliśmy zwiedzać Islandię!
Most Między Kontynentami (Bridge Between Continents)
Pierwszym przystankiem podczas naszej wyprawy pt. Islandia road trip, był Most Między Kontynentami, znany głównie z angielska jako Bridge Between Continents albo Midlina.
Most łączący dwa kontynenty znajduje się nad szczeliną ryftową, która znajduje się pomiędzy dwoma płytami tektonicznymi – Północno Amerykańską i Euroazjatycką. Szczelina w wyniku dryfu kontynentalnego co roku powiększa się o ok. 2 cm. Innymi słowy, Most Między Kontynentami łączy ze sobą dwa kontynenty – Europę i Amerykę Północną!
Po jednej stronie mostu znajdziemy tabliczkę ‘Welcome to America’, a po drugiej ‘Welcome to Europe’! Chciałoby się powiedzieć, że jeżeli marzy Ci się postawić nogę w Ameryce, ale fundusze Ci na to nie pozwalają, to poleć do Islandii. Nie powiem tego jednak, bo Islandia jest tak pieruńsko droga, że wycieczka na parę dni do Stanów, może się bardziej opłacać.
INFORMACJE PRAKTYCZNE Most Między Kontynentami znajduje się przy drodze numer 425; 8,5km na południe od miejscowości Hafnir. Przy atrakcji znajduje się darmowy parking. Całe Bridge Between Continents, to destynacja na około 15 min. Można się przejść po moście jak i po szczelinie pod postem.
Wulkan Fagradalsfjall
Wulkan Fagradalsfjall znajduje się jakieś 25km na wschód od Mostu Między Kontynentami. Gdy dotarliśmy na miejsce około godziny 13.00, pogoda z wietrznej zamieniła się w jeszcze bardziej wietrzną oraz deszczową i mglistą. W takich warunkach nie było sensu nigdzie się ruszać. Według prognoz w okolicach godziny 17/18 pogoda miała się nieco poprawić. Postanowiliśmy wykorzystać czas oczekiwania na lepszą aurę i poszliśmy w kimę. Zmęczenie po nie do końca przespanej nocy na lotnisku troszkę nam doskwierało, więc idealnie!
Gdy wstaliśmy o 17.30 pogoda niewiele się zmieniła, ale chociaż przestał padać deszcz,a mgła raz się pojawiała, a raz znikała. Postanowiliśmy ruszyć 4 litery i zobaczyć wybuchający wulkan na własne oczy!
Wulkan Fagradalsfjall zaczął wybuchać 19 marca 2021 roku, po okresie długiego geologicznego niepokoju, który rozpoczął się pod koniec 2019 roku. Fagradalsfjall stał się tak popularny, ponieważ od pierwszego wybuchu w marcu, prężnie sobie działa i pluje lawą przez kolejne miesiące. Stał się z automatu największą tymczasową atrakcją turystyczną. Fotki i filmiki spektakularnie tryskającej lawy z krateru obiegły internety. W wyniku erupcji wulkanu Fagradalsfjall, utworzyły się na otaczających go terenach pola lawowe, które również są bardzo ciekawe same w sobie.
Wulkan Fagradalsfjall nie stwarza dużego zagrożenia. Położony jest w bezpiecznej odległości od miasteczek i miast, a sama jego aktywność nie wpływa za bardzo na funkcjonowanie Islandii. Można by powiedzieć, że wulkan Fagradalsfjall pluje sobie lawą na uboczu i służy za ładne tło do Instagramowych zdjęć. Właściwie jedynym problemem jest to, żeby lawa nie dotarła do drogi. Podjęto próby utorowania jej biegu, ale wiadomo, natura robi co chce.
Wulkan Fagradalsfjall – pierwsze podejście
Po drzemce w aucie ruszyliśmy na szlak. Zaraz przed wejściem na ścieżkę znajduje się tabliczka, że za parking trzeba zapłacić online – 1000 ISK (jakieś 30 zł). Znajduje się tam też foodtruck sprzedający m.in. hot dogi i zupę jagnięcą (podobno sztandarowe islandzkie przysmaki).
Trasa przez jakieś 15 minut wiedzie pod górę, a potem w dół. Po kwadransie dochodzimy do rozwidlenia dróg i znaku: na lewo pola lawowe, na prawo do wulkanu. Jako że ścieżka do lawy szła w dół, a ta do wulkanu Fagradalsfjall pod górę, oczywiste jest, że wybraliśmy najpierw tę w dół ;).
Po kilku minutach ukazał się nam długi ogon czarnej skorupy, który rozciągał się prawie aż po horyzont. Ku mojemu smutkowi nie dostrzegliśmy czerwonej lawy, ale nawet ta zastygła była też niezmiernie interesująca. W powietrzu unosił się charakterystyczny zapach, jakby ktoś postanowił odpalić tysiące zapałek na raz. Niby lawa już zastygła, ale była nadal świeża! W wielu miejscach ze szczelin w lawie wydobywały się opary; nad czarną powierzchnią można było zobaczyć tańczący nad nią żar. Gdy dotykało się skorupy, ta była nadal ciepła. Przespacerowaliśmy się wzdłuż pola lawowego, aż do miejsca, w którym lawa się rozwidlała i niejako blokowała nam dalszą drogę. Tego dnia nikt po tej lawie nie chodził… co innego się działo tydzień później, ale o tym za kilka postów.
Doświadczenia lawowe były bardzo ciekawe, ale naszym głównym celem było zobaczyć wulkan Fagradalsfjall. Na punkt widokowy prowadziła dłuższa trasa pod górę, którą w 5 minut powiła nagle mgła. Widoczność wulkanu można sprawdzić w internecie za pomocą rozstawionych nieopodal kamerek – widać było tylko biel. Długo gryźliśmy się z decyzją, iść, czy nie iść, ale gdy zaczął padać deszcz postanowiliśmy spasować. Uznaliśmy, że wrócimy tutaj pod koniec naszej wycieczki po Islandii…
Jak już napiszę posta z tego dnia to go tutaj podlinkuję 🙂
INFORMACJE PRAKTYCZNE Zauważyliśmy w sumie 4 parkingi przy ścieżkach prowadzących do wulkanu. Wszystkie znajdują się przy drodze o numerze 427. Parking położony najbardziej na zachód wymaga pokonania dosyć wyboistej trasy, więc zrezygnowaliśmy z parkowania w tamtym miejscu. Kolejny parking, to ten, na którym my parkowaliśmy. Jest on najpopularniejszy i kosztuje 1000 ISK (opłatę należy uiścić online). Po drugiej stronie drogi znajduje się kolejny parking. Dalej na wschód mieści się jeszcze jeden teren z miejscami postojowymi. Trasa do pól lawowych to jakieś 20 minut; a na punkt widokowy, to godzina z hakiem (w zależności od tempa). Jak wygląda sytuacja na wulkanie można zobaczyć na kamerkach, które transmitują obraz na żywo.
Gata Free Camping – darmowy camping na Islandii
Na Islandii rzadko kiedy nocleg jest tani, nie wspominając już o noclegu darmowym. Islandzki raj camingowy, gdzie praktycznie w każdym miejscu można było się rozbić namiotem, skończył się w 2016 roku. Trzeba więc wyskakiwać z koron. Na zakończenie pierwszego dnia wycieczki po Islandii, wybraliśmy się na darmowy camping – Gata Camping i było to jedyne miejsce, gdzie zatrzymaliśmy się ze free.
Gata Camping posiada dwie toalety, płatny prysznic oraz wiatę, gdzie można sobie coś ukuchcić. W owej wiacie wielu turystów pozostawia jedzonko, którego już nie potrzebują, czy nawet butle gazowe, z których nadal da się coś wycisnąć! Znajduje się tam również skrzyneczka na darowizny. My nie mieliśmy koron (cała kasa na karcie), ale za darmowy nocleg postanowiliśmy się odwdzięczyć zakupem islandzkiego sweterka (lopapeysa) w sklepie/barze, który znajduje się zaraz obok campingu.
Gata Camping nie ma wyznaczonych miejsc campingowych, rozbijasz namiot/parkujesz, gdzie chcesz. Teren jest dosyć spory, więc wydaje mi się, że każdy się gdzieś wciśnie.
OBEJRZYJ MÓJ VLOG Z PIERWSZEGO DNIA WYCIECZKI PO ISLANDI!!
2 komentarze
[…] poprzednim deszczowym dniu (poczytasz o nim TUUU), nadszedł kolejny szary i mokry dzionek. Posililiśmy się batonem musli oraz chipsami i […]
[…] podczas którego ponownie odwiedziliśmy masyw Fagradalsfjall (o pierwszej wizycie przeczytasz TUTAJ). Liczyliśmy, że może tym razem uda się nam zobaczyć erupcję, ale niestety totalna mgła […]