Okolice wulkanu Krafla oraz jeziora Mývatn pełne są ciekawych atrakcji wynikających z ognistej natury Islandii. Jeżeli zastanawiasz się, czy warto jechać w północne rejony tej wyspy, to ten post rozwieje Twoje wątpliwości (mam nadzieję 😉 ).
Poprzedniego dnia zwiedziliśmy Dimmuborgir, pola lawowe, które zachwycają swoim kształtem i legendami, powstałymi na temat tego terenu. Kolejnego dnia pozostaliśmy przy wulkanicznej tematyce, odwiedzając jaskinię lawową, pola geotermalne, wulkan oraz gorące źródła! Wszystkie te miejsca położone są blisko siebie, dlatego nie było problemu z zaliczeniem ich wszystkich jednego dnia.
Grjótagjá
Pierwszą atrakcją, którą odwiedziliśmy po opuszczeniu campingu była jaskinia Grjótagjá. To nie byle jaka jaskinia, bo jest to lawowa grota, w której znajduje się gorące źródło o idealnie niebieskim kolorze.
Do połowy lat 70-tych Grjótagjá była bardzo popularnym kąpieliskiem wśród lokalnej ludności. Jednakże w latach 1975-84 pobliski wulkan Krafla, wzmorzył znacząco swoją aktywność, co doprowadziło do podwyższenia się temperatury wody nawet do 60 stopni Celsjusza! W związku z tym zaprzestano tam kąpieli i taki stan pozostał do dzisiaj, pomimo że temperatura wody spadła do 43-46 stopni. Oficjalnie nie można się tam kąpać, o czym informuje nawet tablica znajdująca się w pobliżu wejścia do jaskini Grjótagjá. Oczywiście ludzie w różnych miejscach mają ten zakaz…;)
INFORMACJE PRAKTYCZNE: Atrakcja znajduje się tuż przy drodze numer 860. Zaraz obok Grjótagjá znajduje się mały, darmowy parking. Do jaskini są dwa wejścia. Nie są one w jakikolwiek sposób przygotowane dla turystów, dlatego licz się ze schylaniem i schodzeniem po nierównych kamieniach. Atrakcja na max 10 minut.
Námaskarð – tereny geotermalne
Na Islandii znajduje się wiele terenów które bulgoczą, parują i syczą. Do takich miejsc zalicza się Námaskarð, nazywane również Hverarönd. Zaledwie 1km pod powierzchnią, temperatura sięga 200 stopni Celsjusza! Na wierzchu natomiast temperatura potrafi sięgać 80-100 stopni. W związku z takim stanem rzeczy Námaskarð jest pełne bulgoczących błotek oraz fumaroli, z których sycząco wydostają się gazy. Hverarönd jest częścią systemu wulkanicznego Krafla, który ma aż 10km średnicy!
Cały ten geotermalny teren Námaskarð wygląda naprawdę imponująco. Zdecydowanym liderem kolorystycznym jest pomarańcz, która ustępuje gdzieniegdzie bieli oraz szarości. Wygląda to trochę jakbyśmy znaleźli się na innej planecie. Nad Námaskarð góruje wzgórze Námafjall, które sprawia, że naprawdę czułam się jakbym wylądowała na Marsie. W powietrzu unosi się charakterystyczny zapach siarki, który czasami naprawdę mocno drażni nozdrza.
Informacje praktyczne: Námaskarð znajduje się obok popularnej drogi numer 1. Przy atrakcji mieści się darmowy parking. Po geotermalnym terenie wiodą wyznaczone trasy, z których nie można zbaczać. My tam spędziliśmy około 1,5h (w tym kręciliśmy vloga, robiliśmy zdjęcia i lataliśmy dronem). Minimum czasu na to miejsce to 30minut.
Krafla Lake
Skoro już znajdowaliśmy się w systemie wulkanicznym Krafla, to postanowiliśmy pojechać i przejrzeć się jednemu z jego kraterów. Krafla, to nie byle jaki wulkan, szczyci się on mianem jednego z najaktywniejszych na Islandii. Szacuje się, że wybuchał 29 razy od momentu, gdy pierwsi osadnicy przybyli do kraju lodu i ognia. W związku z dużą aktywnością wulkaniczną, powstała tutaj elektrownia geotermalna, którą mieliśmy okazję mijać, gdy jechaliśmy do Krafla Lake. Po drodze na wzgórzu znajdował się nawet punkt widokowy na elektrownię oraz słupy pary z niej buchające.
Gdy dojechaliśmy do Krafla Lake, ukazała się nam piękna turkusowa woda w kraterze. Krater, w którym znajduje się to popularne jeziorko, nosi nazwę Víti, czyli tłumacząc na nasze – Piekło. Miejsce to, jak na dzieje Ziemi, jest całkiem młode, bo powstało dopiero w 1724 roku! W tamtym czasie obszar Krafla był bardzo aktywny. Przez 5 lat co chwile coś wybuchało, lawa tryskała, więcc okres ten nazwano więc “Ogniami Mývatn“, ponieważ był naprawdę gorąąąąąco. 😉
Jezioro Krafla można podziwiać zarówno od dołu jak i od góry. Parking znajduje się zaraz przy podstawie krateru, dzięki czemu spacer do jeziorka to raptem 2 minuty. Jeżeli ktoś chce mieć lepszy ogląd na sytuację, to zawsze można wleźć na wyższą część krateru i podziwiać turkusowe wody z góry!
Informacje Praktyczne: Krafla Lake mieści się na końcu ślepej drogi, która chyba nie ma numeru. Obok krateru znajduje się darmowy parking. To atrakcja, która może Ci zając od 10 minut do godziny. P.S. Wśród kamperowiczów popularny jest prysznic po środku niczego, z którego leci podgrzewana geotermalnie woda. Znajdziesz go przy drodze do krateru Viti, jest on nawet oznaczony na Google Maps jako Perpetual Shower.
Mývatn Nature Baths
Skoro już byliśmy na terenach geotermalnych, to pokusiliśmy się o kąpiel w źródłach poodgrzewanych geotermalną energią – Mývatn Nature Baths. Już jedną kąpiel w islandzkich gorących źródłach zaliczyliśmy (przeczytaj o naszej wizycie w Geosea w Husavik). Jedynym moim zmartwieniem było, czy znowu będą wymagali kąpieli pod prysznicem na waleta. 🙂
Mývatn Nature Baths znane są jako alternatywa Blue Lagoon – kolor wody ten sam, tylko mniej zatłoczone i odrobine tańsze. Nam udało się upolować bilety o 1000 koron tańsze, bo kupiliśmy je u właścicieli kampingu, na którym się zatrzymaliśmy. Zamiast więc płacić 180zł za bilet, wybuliliśmy “tylko” 150złociszy.
Woda w Mývatn Nature Baths pochodzi z odwiertu Bjarnarflag – geotermalnej elektrowni, o której wcześniej wspominałam. H20 transportowana jest rurami do łaźni, gdzie jest schładzana do temperatur kąpielowych. Obok basenów znajduje się “basen schładzający”, z którego intensywnie bucha para wodna. Woda tam sięga 120-130 stopni Celsjusza.
Kąpiąc się, zauważyłam, że temperatura wody waha się w zależności od miejsca. W niektórych obszarach basenu wydawała się całkiem letnia, a w innych była naprawdę gorąca, że można było się oparzyć!
Z basenów roztaczają się całkiem przyjemne widoczki na okolice, w tym na jezioro Mývatn! Spacerując w wodzie, piasek na dnie przyjemnie masował stópki. Najgorszym momentem było, gdy wychodziłam z wody. Ziąb niesamowity, a przypominam, że byliśmy tam w lipcu! Powroty do wody wydawały się jednak potem jeszcze przyjemniejsze.
Mývatn Nature Baths – informacje praktyczne
Planując odwiedzić Mývatn Nature Baths pamiętaj o zabraniu ze sobą stroju kąpielowego, ręcznika oraz klapek, Jeżeli jednak zapomniałeś/aś albo decyzja o wizycie w gorących basenach przyszła spontanicznie, to zawsze można strój, ręcznik, a nawet i szlafrok wypożyczyć. Oczywiście dla Twojego portfela jest lepiej żebyś jednak zaplanował/a te wizytę wcześniej :D.
Bilety można kupić na miejsc albo w okolicznych przybytkach po atrakcyjniejszej cenie. Tak jak już wspominałam, my kupiliśmy tańsze bilety na campingu.
Po zakupieniu biletu otrzymujemy metalowy żeton, który wrzucamy do szafki, w której zostawiamy swoje ciuchy. Żeton odblokowuje możliwość wyjęcia kluczyka z zamka. Kluczyk jest przywieszony do gumowej opaski, którą nosisz przez cały swój pobyt na basenach.
Przed wejściem na basen trzeba się oczywiście wykąpać. Istnieje tutaj wymóg kąpieli na waleta pod prysznicem, ale ja wstydliwa dziołcha jestem i złamałam ten zakaz. Nikt się mnie nie czepiał, więc nie była to chyba jakaś wielka przeginka. Szampon i żel znajdują się przy prysznicach.
W budynku znajduje się kafejka oraz sklep z pamiątkami. W basenach znajduje się pool bar, z którego można skorzystać, gdy dopadnie pragnienie. Nas nie dopadło. Wystarczająco kasy na bary basenowe wybuliliśmy w Geosea. A! Znajdują się tam również sauny!
W sumie cała wycieczka do Mývatn Natue Baths zajęła nam około 2 godziny.
2 część dnia…
Kolejna część dnia nie była już tak intensywna. Zaczęliśmy kierować się ku Reykjaviku. Po drodze odwiedziliśmy wodospad Godafoss. Jeden z największych wodospadów na Islandii, który symbolizuje przejście Islandczyków z pogaństwa na chrześcijanizm. To wodami wodospadu Godafoss spłynęły pogańskie pamiątki.
Odwiedziliśmy jeszcze Akureyri, drugie co do wielkości islandzkie miasto. Przyznam, że nie za bardzo mieliśmy co tam robić. Obskoczyliśmy parę sklepów, ponownie zjedliśmy pizzę za 50 zł i podziwialiśmy ich piękną sygnalizację świetlną. A potem udaliśmy się na camping…
PAMIĘTAJ, ABY OBEJRZEĆ MOJEGO VLOGA Z TYCH OGNISTYCH OKOLIC!!!