Święta Bożego Narodzenia w Vancouver

Post Świąteczny musiał się pojawić. Parę słów oraz parę zdjęć, bo nie mam za bardzo się o czym tutaj rozpisywać.

Ja jestem trochę taki Christmas Nazi, uwielbiam tą całą lataninę, poszukiwanie prezentów, stroików i kocham przyozdabiać wszystko co się da. Tutaj tęsknie tylko spoglądam na ozdoby, bo po co mam kupować, skoro za rok mnie tutaj i tak nie będzie. Prezentów też sobie nie robimy, w ramach projektu “oszczędność budżetu”. Tak więc ja tu Świąt zupełnie nie czuję.

Nie jest to chyba wina Vancouver. Vanio się stara, ładnie się przyozdabia, robi jarmarki i inne świetlne atrakcje, w sklepach grają świąteczne piosenki. Niby wszystko na miejscu, ale brakuje tego takiego Ziiiiing (jak nie wiesz co to, to obejrzyj Hotel Transylwanie 🙂 ). Ten brakujący czynnik to dom, Mamita, moje Bubito Kurczaczito (moje mopsisko – pies innymi słowy, zwany też synem ).

Czas kończyć te doły! Pierogi kupiłam! A raczej Pierogies. Mają całkiem sporą gamę smaków, ale wzięłam na razie jedne na próbę, bo im nie ufam. Chcieliśmy kupić sobie grzane wino, ale niestety nie jest ono tutaj zbytnio popularne, więc to co było dostępne, to już wykupiono. Mieliśmy pomysł, aby zmajstrować swoje własne, ale odpowiednich przypraw tak jakby też tutaj brakuje i chyba będziemy siedzieć o suchym buziolcu. Ale będziemy jeszcze szukać. (UPDATE: Przyprawy i składniki znalezione, także będzie grzany winiacz!) To tyle z newsów z wigilijnego stołu. Jako że nie robimy sobie prezentów, ustaliliśmy, że zorganizujemy wyżerkę i zainwestujemy w kilka droższych smakołyków, a nie ciągle tylko Dollarama i Dollarama (taki sklep, którego ceny jedzonka raczej nie przekraczają 3 dolców). Tak więc menu jeszcze otwarte.

Mają tutaj też jarmark Świąteczny… ale wejście jest płatne 12$. Postanowiliśmy nie wchodzić, bo o wiele większy mamy w Gdańsku za darmo, a z tego co udało nam się dostrzec (cały teren jest otoczony i mało co widać) nie mieli nic tam takiego typu “must see”. Po moich wpisach można wnioskować, że my tu chyba mocno oszczędzamy i liczymy każdy cent 😛 . Nie jest tak źle, ale przyznaję, że najpierw wolimy się rozkręcić i potem wydawać na głupoty, niż na odwrót. Wydaje mi się, że gdybyśmy zaczęli od drugiej strony, to moglibyśmy skończyć tak jak wielu tutaj w tym mieście, czyli na ulicy.

Kończąc ten post (tę pisaną część, bo na dole jeszcze parę fotek ziemniaczanej jakości), chciałabym Wam życzyć Wesołych Świąt, pełnych brzuszków (niech urosną jak u Mikołaja) i żebyście zdążyli sobie chociaż odrobinę odetchnąć. Merry Christmas!!

P.S. W Kanadzie często mogą Ci nie życzyć ‘Merry Chistmas’, tylko zamiennie ‘Happy Holidays’, czy jakieś ‘Season’s Greetings’. Bo ‘Christmas’ może kogoś urazić… oh Kanadko, poturbowana jesteś trochę.   

Share

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *