Pioneertown – westernowe miasteczko na potrzeby Hollywood

Pioneertown

Pioneertown, to atrakcja dnia czwartego naszej kalifornijskiej wycieczki. Dzień rozpoczęliśmy dość późno, bo około godziny dziesiątej. Klimatyzacja w pokoju i rolety na oknach pozwoliły nam dłużej pospać. Nie to co w namiocie. Poranny prysznic, kawka, śniadanko i można ruszać. Tylko co z naszym felernym samochodem?

Z samego rana zadzwoniła do nas pani z wypożyczalni samochodu, zmartwiona wiadomością, jaką zostawiliśmy jej na skrzynce głosowej (żeby złapać kontekst odsyłam Cię do poprzedniego posta). Powiedziała, że śmiało mamy iść do mechanika i że pokryją wszelkie koszta. Dopytała jednak w jaki sposób uruchamiamy samochód i czy podczas przekręcania kluczyka dociskamy hamulec do dechy. Nie byliśmy pewni… zresztą, nawet gdybyśmy nie dociskali, to chyba nie powinny wyskakiwać takie wielkie problemy… Andy dalej kontynuował rozmowę, a gdy skończył, to uznał, że spróbujemy z tym hamulcem i zobaczymy co się stanie…

Samochód ruszył, Andy stwierdził więc, że znalazło się remedium na nasze problemy i do mechanika jechać już nie musimy. Logika nie pozwalała mi przystać na takie rozwiązanie, ale chęć dalszego zwiedzenia i niechęć do błąkania się po mechanikach, poskutkowała tym, że nie oponowałam za bardzo.

No dobra, jeźdźmy. Zobaczymy jak będzie.

Taaak, wiem… mądrością i rozsądkiem nie grzeszmy…

Pioneertown

Atrakcją na dziś miało być Pioneertown, czyli westernowe miasteczko założone w 1946 roku na potrzeby filmowe. Klimat tej miejscówki prezentuje XIX-wieczny dziki zachód. Nie jest to jednak prawdziwe miasteczko, w którym rzeczywiście mieszkali kowboje, tylko jak wspomniałam, jest to głównie historyczny plan filmowy, wykorzystywany zresztą do dzisiaj!

Pioneertown westernowe miasteczko

Miasteczko Pioneertown oddalone jest około 17 kilometrów od Joshua Tree. Atrakcja jest darmowa, a zaraz obok znajduje się również darmowy parking. Byliśmy tam we wrześniu, we wtorek, około południa i prawie nikogo tam nie było. Kilkoro turystów i parę otwartych sklepów z pamiątkami / ręcznymi wyrobami. Spędziliśmy tam około godziny. Nie jest to zbyt duży teren, przede wszystkim główna ulica, a przy niej westernowe chatki i pełno westernowych “rekwizytów”. Parę zdjęć poniżej, znacznie więcej znajduje się na moim filmiku pod tym linkiem lub w dole wpisu.

Pioneertown Kalifornia
Pioneertown westernowe miasteczko
westernowe miasto Kalifornia kaktus
westernowe miasto więzienie Pioneertown

Pioneertown to całkiem fajne doświadczenie, gdzie faktycznie można poczuć vibe dzikiego zachodu. Wysoka temperatura też nie jest specjalną przeszkodą, ponieważ ze względu na dość mały teren, zwiedzanie Pioneertown idzie dość szybko.

Pioneertown kaktusy

KOLEJNY PRZYSTANEK: CAMPING

Do kolejnego miejsca campingowego, mieliśmy około 230 mil, co oznacza mniej więcej 4 godziny jazdy. Im bardziej na północ, tym krzaki były zieleńsze i gdzieniegdzie pojawiała się nawet trawa.

Kalifornia pustynia

Te “zieleńsze” widoczki również można obczaić na moim filmiku, o którym już wspominałam.

Będąc już prawie na miejscu, zatrzymaliśmy się w Lake Isabella, ostatniej miejscowości przed campingiem, na przepyszną pizzę z serowymi końcami w Little Caesars Pizza.

TAAAAAK wieeeem, zdrowe jedzenie przede wszystkim… ale nie u nas! 😀

Gdy w końcu dotarliśmy na camping, kamień spadł mi z serca, bo było tam już parę samochodów, a to oznaczało, że nie będziemy spać tam sami! Jupiii!

Miejscówka znajdowała się obok Remington Hot Springs Trailhead. Nie trzeba się domyślać, że część nazwy z hot springs, całkiem nas zainteresowała. Postanowiliśmy więc poszukać owych gorących źródeł, które ostatecznie okazały się być oddalone od nas tylko o 5 min .

Były to w sumie 4 małe baseniki, w tym trzy obok siebie, zaraz przy rzece. Waliły zgniłym jajem, ale były cieplutkie. Każdy basenik miał trochę inną temperaturę. Jak komuś było zbyt ciepło, zawsze mógł wskoczyć do rzeki, która choć wcale nie taka zimna, to po wyjściu z gorących źródeł wydawała się lodowata.

Trafiliśmy na idealny czas, ponieważ było tam tylko parę osób, w tym założyciele tego miejsca. To od nich dowiedzieliśmy się, że zwykle jest tu masa osób i często chętni na kąpiele odchodzą z kwitkiem. Tego dnia źródełka zostały wyczyszczone, więc cieszyliśmy się podwójnym komfortem.

Nieopodal znajdowało się drzewo z liną, która kusiła do skoków. Pierwszy śmiałek do skoku pojawił się dopiero po jakimś czasie. Wszyscy patrzyli na niego z podziwem, ale też trochę jak na szalonego. Nie trzeba było długo czekać na Andiego. A skoro Andy, to przecież ja też muszę. Długo czaiłam się do skoku, trochę martwił mnie nurt rzeki, a trochę “wysokość”. Czułam spojrzenie innych osób, wygodnie siedzących w ciepłych źródłach. Ale skoczyłam, oczywiście skok mi nie wyszedł i zahaczając nogami o wodę, puściłam linę w połowie lotu (za każdym razem się tak działo), ale skoczyłam! Mój skok ośmielił resztę towarzystwa, uznali pewnie, że skoro taki lemur skoczył to i oni dadzą radę, więc przy linie zaczęło być dość tłoczno.

Skok mój i Andiego, znajduje się na końcu filmiku.

Było miło, ale się sko(ń)czyło i poszliśmy spać.

Około pierwszej w nocy obudził mnie wjeżdżający na camping samochód, a zaraz potem ryk prowadzącego go kierowcy “IT’S HUUUGOOOO BOOOOOOOOOSSSSSS”.

K****, serio?

“Hugo Boss” (gość w wieku 50/60 lat) przyjechał do jednego z camperowiczów i zaczął głośno opowiadać ostatnie historie ze swojego życia. Jak to obracał jakąś pannę i potem kazał jej spadać; jak to komuś przypierniczył, kogoś innego “pouczył”, potem znowu komuś przywalił, a potem znowu olał jakąś pannę. Taki z niego Hugon. Aby ubarwić swoje opowieści, wyciągnął swojego JBL Pulse, albo coś podobnego i zaczął słuchać muzyki. W teksty puszczanych piosenek co jakiś czas wplatał swoje imię/nazwę, Hugo Boss ‘ Yeah it’s Hugo Boss baby!’. Gdzieś po godzinie spakował manatki i odleciał swoim hugokopterem.

I całe szczęście.

Dobranoc.

AHA! Camping i gorące źródła były DARMOWE!

Obejrzyj mój vlog z wizyty w Pioneertown!

Share

2 komentarze

  1. 16 listopada, 2019

    […] Poprzedni dzień był udany. Nie dość, że odwiedziliśmy ciekawe miejscówki, to jeszcze samochód nie zgasł nam ani razu! Uwierzyliśmy w magiczną moc dociskania hamulca do dechy, podczas odpalania samochodu. […]

  2. 7 maja, 2022

    […] KOLEJNY POST […]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *