Czas na Northland w Nowej Zelandii

Northland

Nadszedł czas na odwiedzenie najbardziej wysuniętego na północ regionu Nowej Zelandii – NORTHLAND. Miejsce trochę ignorowane przez turystów, bo jest nie po drodze. Czy słusznie? Przekonajmy się!

Dzień rozpoczęliśmy na campingu, który opisałam w poprzednim poście. Tym razem nie obudził nas kogut piejący od 5 rano. Nadrabiając więc sen z poprzedniej nocy, wstaliśmy około godziny 10-tej. W cenie noclegu mieliśmy kajaki, postanowiliśmy skorzystać. To był chyba mój pierwszy raz na kajakach. Po krótkim pływanku zweryfikowałam, czy chcę pokonać Abel Tasman National Park właśnie przy pomocy kajaka (ATNP to park na południowej wyspie, który można przejść pieszo lub płynąc właśnie kajakiem). Odpowiedź brzmi: raczej nie. Walka z falami dała się nam trochę we znaki… Zmęczyłam się po 30 minutach, a przez Abel Tasman National Park płynie się parę godzin. Także ten…

Camping opuściliśmy w okolicach godziny 15 (?!), wszystko przez to, że Andy musiał oglądać UFC… Ruszamy na podbój Northland! GPS’a nastawiliśmy na…

MANGAWHAI CLIFFS WALKWAY

Od razu na wstępie napiszę, że miejsce to dla nas okazało się niewypałem. Zaparkowaliśmy na dużym parkingu obok plaży i skierowaliśmy się ku ścieżce, która wiodła na szczyt klifów, równolegle do oceanu. Po chwili, znaleźliśmy tabliczkę na ziemi, na której znajdował się taki napis: ‘This is NOT the Cliff Top Walk’ (To nie jest ścieżka na szczyt klifów). Wróciliśmy zatem na parking, poszukać nowej dróżki, ale nic nie znaleźliśmy. Postanowiliśmy wejść na górkę po drugiej stronie drogi, z której roztaczał się taki oto widok:

Northland beach

Wejście na tę górkę zajęło nam jakieś 3 minuty, więc to na pewno nie była trasa, którą planowaliśmy zrobić tego dnia. Postanowiliśmy spytać wujka Google, ale Internet oczywiście odmówił współpracy. Poddaliśmy się i poszliśmy sobie po prostu na spacer po plaży. Plaża ładna, ale Nowa Zelandia ma o wiele piękniejsze plaże, więc nie jest to must see. Później, po sprawdzeniu w necie, okazało się, że ta tabliczka była oszukańcza i nas strollowała! Ponieważ tamta trasa, była właśnie tą trasą, którą chcieliśmy zrobić.

Northland beach

Camping – Ruakaka Beach Reserve

Po tym niewypale, nie chciało się już nam zobaczyć nic innego, więc pojechaliśmy na camping. Northland poczeka. Znaleźliśmy darmowy spot na parkingu, zaraz obok plaży, w miejscowości Ruakaka (rozwalają mnie te nazwy czasem). To był pierwszy camping, który znaleźliśmy przy pomocy aplikacji Campermate (najlepszy przyjaciel każdego backpackersa – więcej poczytasz o tym w MOIM POŚCIE). Był to też pierwszy camping, który uświadomił nam, że miejsca noclegowe na parkingu mogą być ograniczone! Ten na przykład miał jakieś 8 miejsc noclegowych, które wskazane były za pomocą tabliczki informującej – ‘parkuj między strzałkami’.

nowa zelandia camping

Skoro już jesteśmy przy pierwszych razach, to w końcu wyciągnęliśmy palnik i gary, po czym ugotowaliśmy sobie mac&cheese. Tym samym przekonaliśmy się, że gotowanie w drodze wcale nie jest złe! Zwłaszcza, gdy przy szamie ogląda się Hobbita. A uwierz, Hobbita i Władcę Pierścieni zupełnie inaczej ogląda się w Nowej Zelandii – wyglądasz przez okno, a tam Hobbiton! Prawie cała północna wyspa to jest jeden, wielki Hobbiton. Zielono, pagórkowato, zielono, pagórkowato i tak dalej… Właściwie, to nie trzeba wydawać ponad 80 dolców na wstęp do Hobbitonu, żeby poczuć klimat (czytałeś/łaś już MÓJ POST z wizyty w wiosce niziołków?).

O poranku, zachęceni wieczornym kucharzeniem, wyciągnęliśmy tym razem patelnie i zrobiliśmy sobie pancakes z bananem i Nutellą. A potem pojechaliśmy dalej zwiedzać Northland.

WAIPU CAVES – czyli jaskinia z glowwormsami

Głównym powodem, dla którego wybraliśmy się do Wapiu Caves (jaskinie), była możliwość zobaczenia glowworms (świetliki) za darmo! Kwestia darmowej rozrywki jest tu bardzo istotna, bo szalenie popularnym miejscem, gdzie można zobaczyć robaczki, jest Waitomo Caves, za które wybulić trzeba wcale niemało! Jak można zobaczyć je za friko, to po co przepłacać, nie? Jasne, że Waitomo Caves są bardziej spektakularne i mają o wiele więcej robaczków, ale mojej duszy sknerusa, aż tak bardzo to nie kusi XD.

Do Waipu Caves wiedzie droga gruntowa, ale w całkiem dobrym stanie, dlatego bez obaw na nią wjechaliśmy. Obok jaskiń znajduje się darmowy parking, na którym można na legalu spędzić noc. Wejście do Waipu Caves jest oddalone dosłownie 2 minuty od parkingu.

Nie ma co ubierać reprezentatywnych ciuchów na zwiedzanie tego miejsca, bo jeżeli chcesz dojść do punktu, gdzie są glowworms, to zapewne się ubrudzisz. Ja wyszłam z jaskini z uwalonymi butami, spodniami, rękami i czapką. Jaskinia nie ma przygotowanej żadnej specjalnej ścieżki, czy platformy, po której można się swobodnie spacerować. Aby zwiedzić Waipu Caves trzeba kucać, schylać się, podnosić wyżej lub niżej nogę, a w miejscach gdzie jest woda, przeskakiwać z kamienia na kamień. Jest też opcja po prostu zanurzenia się w wodzie, takich śmiałków też widzieliśmy. Przyda się czołówka, żeby mieć wolne ręce, które się całkiem przydają podczas balansowania na kamieniach albo przeciskania pomiędzy skałami. Zwykła latarka w telefonie też powinna się nadać, ale należy pamiętać, że głębiej od wejścia jest po prostu ciemno jak w tylnej części ciała.

GLOWWORMS!

Po paru minutach chodzenia po jaskini, trafiliśmy w miejsce, gdzie żyją glowwormsy! Opanowały prawie całe sklepienie i wyglądały trochę jak gwiazdy na niebie, tyle że świeciły na niebiesko. Co to są dokładnie te glowwormsy? Po pierwsze są to larwy ziemiórek, czyli owadów, które przypominają komary. Część, która się świeci to narząd w odwłoku larwy, który ma podobną funkcję co ludzka nerka. Po co się świeci? Świecąca odwłoka działa niczym wabik, zachęcając owady w pobliżu do zbliżenia się do źródła światła, żeby je potem zeżreć. Takie to spryciarze! Glowworms można znaleźć tylko w Nowej Zelandii i Australii, dlatego grzechem jest tam być i nie zobaczyć!

Słaby ze mnie fotograf, ale udało mi się cyknąć taką oto foteczkę (telefonem) tym “robaczkom”. Oczywiście nie oddaje ona wiele rzeczywistości, ale coś przynajmniej widać! 😀

glowworms
Glowworms w Nowej Zelandii

MOUNT MANAIA

Czas na kolejny przystanek w krainie Northland – góra Mount Manaia! Nie za wysoka, bo ma zaledwie 420 metrów. Droga na szczyt i z powrotem to 3,5km. Trasa jest dosyć łatwa, ale ja nie lubię wchodzić pod górę, więc co się namarudziłam to moje. Miejsce jest dosyć popularnym spotem dla biegaczy, którzy wbiegają, zbiegają i wbiegają ponownie na górkę, jakby niby nic. No dobra, pocili się, sapali i mieli czasem nietęgie miny, ale i tak szacun.

mt manaia northland

Sama góra to pozostałości wulkanu, który wybuchł 20 milionów lat temu. Według Maorysów, Manaia, to mityczny monster – pół ptak, pół ryba, który również jest lokalnym wodzem Maorysów. Maorysi to mają chyba historię na każdy kamlot i wzniesienie w tym kraju. Jeżeli jakieś miejsce nosi maoryską nazwę, to wiedz, że na pewno kryje się za nią jakaś mityczna historia. Wstęp na skaliste wychodnie góry jest zabroniony, ponieważ Maorysi niegdyś składali tam ciała swoich wodzów. Do dziś mówi się, że lud maoryski nie osadza się w cieniu tej góry.

Zaraz przy wejściu na szlak na szczyt Mt Manaia, znajduje się stanowisko do czyszczenia butów (możesz je zobaczyć na moim filmiku – 6:16 min) . To popularne zjawisko na nowozelandzkich szlakach, chodzi o to, żeby nie wnieść jakiegoś syfu, który zaszkodzi tamtejszej roślinności. Na tych terenach zamieszkuje również ptak Kiwi, ale niestety tylko wielcy szczęściarze mają okazję go zobaczyć – czyli nie my. Jeżeli chodzi o widoki, to są piękne! Co ciekawe, najładniejszy widok jest nie ze szczytu, a z połowy trasy. Trzeba zboczyć ze ścieżki, zaraz przy leżącej kłodzie, w ten sposób trafiamy na skałę, z której roztaczają się panoramiczne widoki, jak niżej (polecam ściągnąć apkę maps.me, tam zaznaczony jest ten punkt widokowy)

mt manaia wiek

Obok szlaku znajduje się darmowy parking, na którym można również przekimać. Tak też zrobiliśmy! Są tam tylko 2 miejsca noclegowe, ale nie musieliśmy walczyć z nikim o miejsce, bo na noc byliśmy tam sami. Obok parkingu znajduje się bar. Mieliśmy rozładowany sprzęt, więc postanowiliśmy tam podbić z zapytaniem, czy możemy się podłączyć do ich kontaktu, przy okazji zamawiając jakiś drink. W ten sposób zapłaciliśmy za naładowanie laptopa 13 dolców. W sumie to zapłaciliśmy tyle za cydr, ale wiadomo, gdyby nie rozładowana bateria, to byśmy tam nie poszli :P.

WIZYTA W WHANGAREI

Whangarei to największe miasto (ok. 55tys.) w rejonie Northland i w sumie ostatnie miasto w drodze na północny czubek Nowej Zelandii (potem już tylko same miasteczka). Samego Whangarei nie zwiedziliśmy (chyba że liczy się odwiedzenie supermarketu Countdown i Dollar shop’a XD). Stało się tak, bo nie jesteśmy fanami nowozelandzkich miast, gdyż są po prostu nijakie i wyglądają tak samo. Oczywiście chodzi o architekturę, natura to zupełnie inna historia.

CO ODWIEDZILIMŚY

No to skoro jesteśmy przy naturze, to znowu jaskinie, tym razem Abbey Caves. Na miejsce dojechaliśmy z rana i nie zastaliśmy parkingu. Zaparkowaliśmy więc na poboczu, tak jak parę innych samochodów. “Jaskiniowa trasa” zatacza koło, więc można sobie urządzić przyjemny spacerek, pośród skał wapiennych, przez las i po polach. Na miejscu znajdują się 3 jaskinie, które nie zostały całkowicie zbadane. Wstęp do nich jest za darmo, ale i na własną odpowiedzialność.

My nie weszliśmy do żadnej z jaskiń, bo byliśmy nieprzygotowani. Z tego co czytałam, to w każdej z nich trzeba się liczyć z kąpielą wodną – czasem woda do kostek, czasem po pas. No i ogólnie trochę się cykaliśmy. Przez cały nasz pobyt na tym terenie nie spotkaliśmy żywej duszy. Gdyby były tam jakieś osoby, które eksplorowały jaskinie, to podejrzewam i że my byśmy się skusili. A tak to jesteśmy tchórze i dobrze nam z tym. Jaskinie wyglądają też super od zewnątrz, więc polecam! 😀

jaskinia nowa zelandia Abbey Caves

Potem pojechaliśmy do chyba najczęściej fotografowanego miejsca w Whangarei – Whangarei Falls. Czyli ponad 26-metrowy wodospad, który prezentuje się całkiem pięknie 😀

whangarei falls

CZAS JECHAĆ DALEJ…

Po wizycie przy wodospadzie, opuściliśmy miejscowość Whangarei i ruszyliśmy na północ Northland

Zapraszam na wizualną część wycieczki po Northland! Obejrzyj mojego vloga!

Share

1 Response

  1. 26 listopada, 2020

    […] trasą. Czy się to opłaca czasowo i finansowo? Zapraszam do mojego pamiętnika z wycieczki po Northland, aż do Cape Reinga. Może uda się znaleźć odpowiedź na to […]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *